70 rocznica bitwy pod Benicami - hołd bohaterom
Biskup kaliski Edward Janiak przewodniczył Mszy św. w intencji ojczyzny i poległych żołnierzy Armii Krajowej w 70. rocznicę bitwy pod Benicami. Uroczystość rozpoczęła się w kościele pw. św. Mikołaja w Benicach. Po Eucharystii odbył się Apel Poległych przy Pomniku Żołnierzy Armii Krajowej.
Witając biskupa i licznie przybyłych na uroczystość ks. Adam Gmerek podkreślał, że benicka świątynia, w której lud Boży modli się od 416 lat była świadkiem wielu ważnych wydarzeń historii, także tragicznych. - W czasie II wojny światowej nasz kościół został bardzo zraniony, najpierw zamknięty, potem zamieniony na niemiecki magazyn, po wojnie poważnie uszkodzony, a przede wszystkim zraniony został brakiem pasterzy. Ks. proboszcz Franciszek Grzesiek został aresztowany przez gestapo i zamęczony w obozie koncentracyjnym w Dachau – powiedział proboszcz parafii św. Mikołaja w Benicach. Przywołał też zdarzenia sprzed 70. laty. - Niestety, zakończenie II wojny światowej nie przyniosło czasów spokojnych, bo w niedzielę, 26 maja 1946 r., kiedy sprawowano Najświętszą Ofiarę na zewnątrz rozległy się strzały, rozpoczęła się walka żołnierzy Armii Krajowej oddziału „Bora” z siłami Urzędu Bezpieczeństwa i Milicji Obywatelskiej. Kościół ten stał się świadkiem rzeczy strasznej - Polacy mordowali Polaków. 70 lat po tej strasznym zdarzeniu gromadzimy się w tej samej świątyni, by prosić miłosiernego Boga, by już nigdy więcej Polak nie przelewał polskiej krwi, by prosić o pokój, zgodę i jedność w naszej ojczyźnie – mówił ks. Gmerek.
W homilii ks. prał. Aleksander Gendera wskazywał, że w cierpieniu Boga patrioci szukali natchnienia i wsparcia aż po ofiarę z własnego życia. Odwołał się również do bitwy pod Benicami, która rozegrała się 26 maja 1946 r. - Ta walka rozpoczęła się właśnie tutaj między zagrodami, wokół kościoła. Ta świątynia jest niemym kronikarzem tamtych wydarzeń. Przez całe dziesięciolecia w zastępstwie milczących podręczników historii tylko przydrożne kamienie szeptały rotę przysięgi, którą składali tamci żołnierze – stwierdził wikariusz biskupi ds. duchowieństwa. Przekonywał, że wolność krzyżami się mierzy. - Musimy mieć świadomość, że droga do wolności naszej ojczyzny wypełniona jest krwią ofiar II wojny światowej, ale także ofiar powojennego reżimu komunistycznego, dlatego proszę, abyśmy nie tylko oddali hołd żołnierzom wyklętym, którzy za wolność ojczy zny zginęli, ale odpowiedzieli sobie na pytanie o jaką Polskę walczyli, za jaką ojczyznę oddali swoje życie, czy dzisiejszy obraz naszej ojczyzny jest na miarę ofiary ich życia? To pytanie pozostawiam do własnych przemyśleń – powiedział kaznodzieja.
W swoim słowie biskup kaliski zachęcał do modlitwy w intencji młodego pokolenia. - Dołączmy modlitwę za młodzież i dzieci, by kochały swoją ojczyznę idąc za dobrym przykładem. Mimo że jesteśmy we wspólnocie krajów Europy trzeba kochać małą ojczyznę, z której się wyrasta. Modlimy się za całą wspólnotę dziękując Panu Bogu za tych, którzy oddali swoje życie, żebyśmy mieli wolność. Cieszymy się tą wolnością w naszej ojczyźnie, ale ktoś musiał oddać życie – mówił bp Janiak, który dodał, że był świadkiem, kiedy w latach 60. we Wrocławiu w nocy likwidowano żołnierzy Armii Krajowej i wywożono ich na pola. Prosił rodziców, aby kształtowali w swoich dzieciach postawy patriotyzmu. – Rodzice dbajcie o Wasze dzieci, by rosły w klimacie miłości do ojczyzny, szacunku do każdego człowieka, także do tych, którym czasem w życiu nie wyjdzie, żeby nikt nie czuł się zapomniany, opuszczony. Czasem trzeba podzielić się dobrym słowem, czasem też kromką chleba, ale ważna jest życzliwość, a chrześcijaństwo uczy nas miłości nawet do wrogów. Obecnie na świecie jest największa ilość prześladowań za wiarę, za przyznanie się do krzyża Chrystusowego, za posiadanie Ewangelii ludzie oddają życie. My cieszymy się wolnością, ale wolność krzyżami się mierzy. To jest najpiękniejszy testament, jaki wpisujecie w serca Waszych dzieci – przekonywał hierarcha.
Po Mszy św. wszyscy przeszli pod Pomnik Żołnierzy Armii Krajowej, gdzie odbył się Apel Poległych oraz złożono kwiaty i zapalono znicze.
Uroczystość zakończyła się wieczornicą w Zespole Szkół im. św. Jana Pawła II w Benicach.
W obchodach uczestniczyli także kapłani z dekanatu krotoszyńskiego z dziekanem ks. prał. Aleksandrem Genderą, przedstawiciele władz samorządowych, kombatanci, społeczność szkolna i licznie zgromadzeni mieszkańcy.
Tekst: Ewa Kotowska-Rasiak / KAI
Wydarzenie sprzed 70 lat niestety nie są jeszcze powszechnie znane, dlatego korzystając z uprzejmości osób pielęgnujących pamięć przodków i ich ofiarę dla przyszłych pokoleń, przedstawiamy państwu artykuł przygotowany dla pisma "Rzecz Krotoszyńska" nr 22/840, którego autorem jest pan Janusz Urbaniak:
"Publikacją historyczną, która najszerzej dokumentuje losy oddziału Bory, jest praca Daniela Szczepaniaka Oddział Zygmunta Borostowskiego ps. „Bora”. Z dziejów powojennej konspiracji antykomunistycznej w powiecie krotoszyńskim i jarocińskim.
Oddział Bory – jak twierdzi autor – był największą i najaktywniejszą grupą partyzancką o rodowodzie akowskim, działającą na naszej ziemi. Ppor. Zygmunt Borostowski pochodził z Lwowa, gdzie studiował prawo. Do Armii Krajowej wstąpił w Jarosławiu, był zastępcą dowódcy jednego z oddziałów. W czerwcu 1945 r., po rozbiciu jednostki przez UPA, wraz z czterema leśnymi uciekł przed aresztowaniem do Wielkopolski.
W wykazie brak krotoszynian
Tu partyzanci weszli w skład Wielkopolskiej Samodzielnej Grupy Ochotniczej Warta w Koźminie, a po jej rozwiązaniu działali samodzielnie. Od października przystąpili do działań zbrojnych w powiatach krotoszyńskim, jarocińskim i na krańcach gostyńskiego i pleszewskiego. W maju 1946 r. – pisze Daniel Szczepaniak – oddział liczył 32 uzbrojonych i umundurowanych partyzantów, miał łączników, a żołnierze otrzymywali żołd. Przeważali w nim mieszkańcy ziemi koźmińskiej. W odtworzonym po wielu latach wykazie partyzantów nie ma ani jednego mieszkańca powiatu krotoszyńskiego.
Członkowie oddziału Bory zwalczali nie tylko komunistyczny aparat władzy, ale także pospolitych złodziei, bandytów i zdrajców narodu, prowadzili również akcję polityczno-informacyjną wśród mieszkańców wsi. Jedną z kar, którą stosowali wobec wysługujących się nowemu reżimowi, była... chłosta.
W niedzielny poranek
Przebieg bitwy benickiej zrekonstruowaliśmy na podstawie relacji Borysa, przekazanej w 1990 r. Romualdowi Piotrowiakowi, wspomnień tegoż spisanych przez Daniela Szczepaniaka (jego bratanka) w 1992 r. oraz pojedyńczych uwag mieszkańców Benic.
26 maja 1946 r. oddział Bory po przybyciu nad ranem do Benic zajął kwatery w pięciu gospodarstwach. Dowódca zarządził pogotowie bojowe, zezwalając partyzantom odłożyć jedynie długą broń. Około godziny 11.00 do wsi przyjechało kilka samochodów ciężarowych z żołnierzami 6. Pułku Artylerii Lekkiej oraz funkcjonariuszami UB i MO, którzy rozpoczęli przeszukiwanie zagród. Wkrótce w jednej z kwater, oddalonych od pozostałych około 150 m, padły pierwsze strzały. Niebawem do wymiany ognia doszło także w południowej części wsi. Odprawiający Mszę św. ks. proboszcz, słysząc, co się dzieje, zwrócił się do wiernych, by do domów wracali tzw. zapłociem, obecnie ulicą Zapłocie.
Śmierć Bory i Robaka
Pierwszymi ofiarami starcia byli Bora i strzelający z rkm kpr. Edward Gintry ps.Robak (także pochodzący ze Lwowa). Ranni zostali Wrona i Żbik. Z chwilą śmierci Borostowskiego dowództwo nad oddziałem przejął sierż. Kazimierz Szczepaniak ps.Borys. Wobec rosnącej przewagi wroga nowy dowódca wydał rozkaz opuszczenia wsi w kierunku Starego Grodu.
Partyzanci zbiegli z Benic wraz z pojmaną w trakcie walki grupą około 10 żołnierzy i ubowców, których zwalniali w miarę oddalania się od wsi. Około 15.00 zauważyli od strony Lutogniewa, w odległości około 250 m, dwie ciężarówki z wojskiem, usiłujące zajechać im drogę na linii marszu. Ostrzelali je z broni maszynowej. Żołnierze wyskakujący z zaatakowanych pojazdów kryli się na pobliskim polu. Słychać było jęki oraz wydawane w języku rosyjskim komendy.
W odwrocie
Borys zmienił drogę marszu, kierując oddział w stronę niewielkiego lasu w pobliżu Wyganowa. Wycofujący się partyzanci, strzelając z tzw. garłacza, skutecznie powstrzymywali ścigających ich żołnierzy. W pobliżu rzeki Orli część z nich zboczyła z kierunku wycofywania się i nie dotarła do wyznaczonego miejsca. Pozostali zorientowali się o tym dopiero po dotarciu do lasu. Oczekując przybycia reszty oddziału, bacznie obserwowali przedpole. Po zauważeniu zbliżającej się grupy pościgowej partyzanci opuścili las, zajmując stanowiska wśród łanów zbóż. Siły bezpieczeństwa po przeczesaniu lasku, tracąc ślad, zaniechały dalszych poszukiwań. Po zapadnięciu zmierzchu licząca około piętnastu osób grupa Borysa dotarła do wsi Józefów-Wielowieś, ukrywając w jednym z gospodarstw rannych kolegów: Franciszka Przestackiego ps. Wrona i Edwarda Stanisławskiego ps. Bas.
Starcie w pobliżu Orli
Tymczasem siły pościgowe natknęły się w pobliżu Orli na odłączoną wcześniej grupę partyzantów. Wywiązała się walka, podczas której poległo sześciu z nich: Sylwester Janiec (Lampart), Marian Kuciński (Gryf), Mieczysław Przybył (Miles), plut. Jerzy Skowron (Huragan), Dąb (nazwisko nieznane) i Długi (nn). Do niewoli dostało się kolejnych sześciu. Z grupy tej tylko Łosiowi udało się zbiec w trakcie konwojowania, natomiast Wicher ukrył się w wieży kościoła w Starym Grodzie.
Partyzanci utracili rkm, 8 automatów, 8 karabinów, 6 pistoletów, granatnik, 75 granatów, 4 rakietnice i 5.000 sztuk różnej amunicji. Straty sił bezpieczeństwa to ośmiu zabitych i nieznana liczba rannych. Polegli również oficer i kanonier z 6. PAL.
Następnego dnia penetrujące okoliczne wioski siły bezpieki ujęły pozostawionych w ukryciu rannych Wronę i Basa.
Wyroki śmierci
Aresztowanych przewieziono do willi Wawel przy ul. Benickiej. Wg relacji mieszkańców Benic śledztwo trwało w dzień i w nocy, a nadgorliwcy z UB stosowali wobec zatrzymanych metody bestialskie, co potwierdzają także przekazy krotoszynian.
Na mocy wyroku Sądu Okręgowego w Ostrowie 5 czerwca 1946 r. pięciu ujętych pod Benicami partyzantów skazano na śmierć przez rozstrzelanie. Byli to: Edward Dąbek (Żbik), Edward Hoderny (Kret), Leon Idek (Strzała), Franciszek Przestacki (Wrona) i Edward Stanisławski (Bas). Pozostali dwaj: Marian Kołek (Krótki) i Czesław Zbawiony (Ryś) otrzymali karę dziesięciu i siedmiu lat więzienia. Za współpracę z oddziałem Bory milicjant T. Szwałek (Wróbel), łącznik z placówki koźmińskiej, otrzymał wyrok ośmiu lat więzienia, Maria Panek (Harna), łączniczka z Krotoszyna – pięciu lat, a Jan Walczak – rolnik z Benic – dwóch lat. Wyroki śmierci wykonano 7 czerwca 1946 r. na dziedzińcu więzienia sądowego w Krotoszynie.
Zwłoki partyzantów – dzięki staraniom towarzyszącego im do końca ks. Bartosika – zostały pochowane na miejscowym cmentarzu w bezimiennej mogile. Dopiero w czerwcu 1992 r. na grobowcu pojawił się pomnik z dwiema tablicami i patriotycznymi symbolami. Zanim do tego doszło – jak pisała w RK Romana Hyszko – zwrócono się do (...) ks. Ciszewicza o wciągnięcie nazwisk rozstrzelanych do księgi cmentarnej (...), bo wcześniej nikt tego nie zrobił.
Rozwiązanie oddziału
Partyzanci Bory po bitwie benickiej umknęli pościgowi, zatrzymując się w kwaterach u zaprzyjaźnionych rolników. Większość opowiedziała się za kontynuacją walki pod dowództwem Borysa. Planowali nawet odbicie wziętych do niewoli kolegów.
Umacniający się aparat władzy coraz bardziej ograniczał aktywność partyzantów, którzy od jesieni 1946 r. nie przeprowadzili żadnej akcji. Kres oddziałowi położyła ogłoszona w marcu 1947 r. amnestia.
Czterej ostatni ukrywający się konspiratorzy o pseudonimach: Borys, Góral, Kruk i Tarzan ujawnili się przed Komisją Amnestyjną w Poznaniu i zdali broń. Jak podkreśla w cytowanej publikacji Daniel Szczepaniak, ujawnieni partyzanci przez długie lata w PRL-u poddani byli inwigilacji przez organa bezpieczeństwa, często przy różnych okazjach traktowani jako obywatele drugiej kategorii".
Tekst: Janusz Urbaniak
Rzecz Krotoszyńska, nr 22/840, 31 maja 2011 r.